Newsy

Kropla drąży… OH WAIT! „Black Adam” oraz filmy, w których The Rock jest twardszy niż skała.

Tego nie da się odzobaczyć: Dwayne Johnson w „Podróży na Tajemniczą wyspę” strzela „z klaty” jagodami w kierunku kamery. Cringe? Gdzieżby tam. Publiczność piała z zachwytu. Aż chce się przypakować trochę na siłowni! – pisał recenzent renomowanego serwisu.

Scena z jagodami może być metaforą całej kariery aktorskiej Dwayne’a Johnsona, byłego futbolisty, gwiazdy wrestlingu, filantropa i najlepiej zarabiającego aktora w Hollywood (wg „Forbesa”). Od czasów Arnolda Schwarzeneggera nie było w Fabryce Snów człowieka, który tak doskonale wykorzystałby (artystycznie i biznesowo) cudowne połączenie posągowej muskulatury, poczucia humoru i markowego uzębienia. I choć kulturysta z Austrii ma w tym obszarze ogromne osiągnięcia, zwłaszcza w późnym etapie swojej kariery aktorskiej, gdy skupił się na rolach komediowych, to The Rock jest dziś ikoną, która od razu postawiła na ciepły wizerunek dużego kolegi i równego gościa, innego niż schemat tępego osiłka. Johnson od 2001 roku strzela nam jagodami po oczach czarując masą, rzeźbą i perlistym uśmiechem.

Black Adam szyty na miarę

Gdy pierwszy raz zobaczyłem Black Adama, jego brązową skórę i moce dorównujące Supermanowi, od razu wiedziałem, że to coś dla mnie. Dzieciaki z różnych stron świata mogłyby utożsamiać się z takim bohaterem miał powiedzieć Johnson o postaci z najnowszego filmu DC. O możliwość realizacji superbohaterskiego filmu o Teth-Adamie walczył 15 lat. Tej nieustępliwości zawdzięczamy prawdopodobnie nie tylko najnowszą produkcję z uniwersum, ale i „Shazama!”, który ma podobną jak „Black Adam” genezę.

Sprawdziliśmy, czy Skała jest w formie, a towarzyszyło nam w tym dwoje nastolatków. I powiemy jedno: możecie odetchnąć z ulgą. „Black Adam” to kawał porządnego superbohaterskiego kina akcji, w którym cięte punchline’y rywalizują o uwagę widzów ze spektakularną ekranową rozpierduchą. W dodatku główny bohater ma w sobie wyraźnie mroczny pierwiastek: nie jest to harcerzyk w stylu Clarka Kenta ani chłopak z sąsiedztwa niczym Peter Parker. To facet po przejściach, którego napędza żądza zemsty i zew krwi. To postać równa bogom, która walczy również z wewnętrznymi demonami.

Natomiast jest problem: Dwayne ani razu się tu nie uśmiecha.

Wszystkie miny króla

Johnson już na ringu wypracował kilka rozpoznawalnych min i grymasów, które zapewniły mu miano najbardziej charyzmatycznego wrestlera roku czy „najbardziej elektryzującego człowieka w świecie sportowej rozrywki”. Jednym z jego znaków rozpoznawczych było uniesienie jednej z brwi, które nazywał początkowo Heat Brow (ciepła brew), a potem People’s Eyebrow (brew ludu). Trudno jedną czy dwie wyuczone miny nazwać drygiem do aktorstwa, ale widać, że Skała od zawsze miał umiejętność fokusowania na sobie spojrzeń. Jagodowa kanonada dziwi nieco mniej?

Wydaje się jednak, że te ekscentryzmy nie są objawem megalomanii. Raczej autoironii i dowcipu. On po prostu wie, że my wiemy, że on wie, że my patrzymy. I kokietuje.

W zasadzie od początku kariery aktorskiej Johnson naprzemiennie używa mięśni i humoru do rozbrajania różnych filmowych pól minowych. I choć czasem scenariuszowe mielizny wydają się wessać bez pardonu całe sto kilogramów jego błyszczących muskułów, The Rock na ogół wychodzi z najgorszych opresji.

Weźmy takie „Baywatch. Słoneczny patrol”. Wzięcie się za – nomen omen – bary z kultową rolą Mitcha Buchannon w legendarnym wcieleniu Davida Hasselhofa to jak próba robienia korekty redakcyjnej kultowego mema – skazana na klęskę. A jednak The Rock wniósł do filmu fluidy, które przesuwają produkcję do innego pola gatunkowego i na inny poziom komunikacji z widzami, pozwalając im czytać między wierszami i bawić się tym, co niedopowiedziane.

Albo wszystkie wyprawy do dżungli. Niezależnie, czy w ramach ekranizacji prozy Juliusza Verne’a („Podróż na tajemniczą wyspę”), czy kultowej gry („Jumanji”), mniejsza o to, czy mowa o miejskiej dżungli z wielką małpą w tle („Rampage. Dzika furia”) czy o literalnej dziczy, w którą wpływa się parostatkiem w towarzystwie pięknej współpodróżnej („Wyprawa do dżungli”), bez znaczenia w końcu, czy rzecz dzieje się w wodzie, na lądzie czy w powietrzu („San Andreas”) – The Rock jest często jedynym człowiekiem na ekranie, który WIE. Ale będąc cały czas w jednej i tej samej roli – wie również to, że nic nie wie. I ratuje go humor. Wielopoziomowy, autoironiczny, akceptujący. Heloł, raczej nie zobaczycie mnie nigdy na czerwonym dywanie przed teatrem Kodaka, ale i tak spuszczę Wam taki filmowy łomot, że będziecie mnie pamiętać przynajmniej do następnego weekendu!

The rock jak lawa – z wierzchu twardy…

Osobiście lubię też kilka innych jego filmów. Jeśli macie na pokładzie dziesięciolatków, warto pokazać im „Górę czarownic” – kino edukacyjne w dobrym tego słowa znaczeniu, w którym Johnson jest trochę jak John Travolta w „I kto to mówi”, a trochę jak Coach Carter. Zresztą z tą ostatnią postacią w niezapomnianej kreacji Samuela L. Jacksona wiąże się jeszcze jeden ważny dla kariery aktora film – to „Gang z boiska”. Połączenie „Chłopaków z sąsiedztwa”, „Młodych gniewnych” i kina sportowego, w którym Dwayne miał prawdziwą szansę wyżyć się aktorsko (podołał!) adresuje ważny problem społeczny dotyczący młodych i wykluczonych Amerykanów (też dał radę!). W tych filmach aktor daje pokaz tego rodzaju wrażliwości, z jaką zazwyczaj nie jest kojarzony.

 Autor: Radek Tomasik

Black Adam

Black Adam

Akcja Science-Fiction Od lat: 13 125 min

Więcej o filmie