TOP Multikino

TOP | Wszystkie strachy Guillermo del Toro

„Zaułek koszmarów” i nie tylko

Ten film nie spodoba się ani terapeutom, ani cyrkowcom. Guillermo del Toro zaprasza Was do odwiedzenia „ZAUŁKA KOSZMARÓW”. Takiemu zacnemu twórcy się nie odmawia, więc przekroczmy ten złowieszczy próg. Warto, bo przed Wami kolejny odcinek TOP Multikino! Tym razem przyjrzymy się bogatej twórczości meksykańskiego reżysera, który uwielbia, gdy jego widzowie zostają bez reszty pochłonięci przez wydarzenia rozgrywające się na ekranie. Del Toro w wywiadach powtarzał, że nie interesuje go straszenie jako takie, tylko wykreowanie atmosfery łączącej niesamowitość z grozą. To się sprawdza, o czym świadczą chociażby dwa Oscary oraz całkiem sporo innych cennych statuetek. „ZAUŁEK KOSZMARÓW”, najnowszy film oscarowego reżysera, to psychologiczny thriller o mrocznych zaułkach ludzkiej duszy. Bradley Cooper wcielił się w szemranego pracownika objazdowego jarmarku, a Cate Blanchett zagrała podejrzaną panią psycholog. Tych dwoje mocno zamiesza w tej historii, a ja nic więcej nie zdradzę, bowiem jest to film, który powoli odkrywa przed widzem swoje sekrety. Guillermo del Toro jest artystą wszechstronnym, który nie tylko produkuje filmy dla dorosłych i dla dzieciaków, ale także pisze książki, tworzy seriale, a nawet pojawia się w grach wideo. W twórczości meksykańskiego reżysera stale wraca kilka motywów i to właśnie na nich się teraz skupimy. Czym nas straszy del Toro i co (zapewne!) przeraża samego reżysera? Zaczynamy!

Wojna to motyw przewijający się przez całą twórczość autora „Zaułka koszmarów”. Czy chodzi o zimną wojnę, czy wojnę z wielkimi potworami, pożogi u tego reżysera jest sporo. Najwięcej del Toro wspomina o hiszpańskiej wojnie domowej, czyli koszmarnym, wyniszczającym konflikcie poprzedzającym wybuch II wojny światowej. Zarówno w „Kręgosłupie diabła”, jak i w fenomenalnym „LABIRYNCIE FAUNA” meksykański reżyser pokazuje nam koszmar bratobójczej waśni widziany oczami dziecka. Małoletnia bohaterka ucieka w krainę fantazji, ale zamiast ukojenia znajduje tam kolejne koszmary. To nie jest film dla widzów o słabych nerwach i pełnych żołądkach.

Del Toro przestrzegał nas także przed nadmiernym igraniem z naturą… oraz przed paskudnymi robalami. W „Blade II” wirus zrodzony z zemsty zamienia eleganckie wampiry w przerażające monstra. W filmie „MUTANT” jest jeszcze gorzej, bo to rzecz mocno realistyczna i zakorzeniona w naszej codzienności. Nowy Jork zmaga się z plagą karaluchów. Podczas pospiesznych prac nad rozwiązaniem tego pełzającego problemu dwoje naukowców tworzy nowy gatunek owada. Robaki miały zrobić swoje, czyli pozbyć się karaluchów, a potem szybko wyginąć. Dzieje się jednak inaczej, a tunele nowojorskiego metra stają się areną zmagań z przerażającymi i przerośniętymi insektami.  

Stali czytelnicy naszych TOP-ek doskonale wiedzą, że ogromne potwory tak samo mnie fascynują, jak przerażają. Mam wrażenie, że Guillermo del Toro cierpi na tę samą przypadłość. „PACIFIC RIM” to z jednej strony ponad dwie godziny radosnej nawalanki między monstrualnymi kaiju i równie imponujących rozmiarów robotami. Ale w swoim bez dwóch zdań najbardziej komercyjnym, głośnym i wypełnionym efektami specjalnymi filmie przemycił del Toro ten pierwotny strach przed tym, co ogromne i nieznane. Gdy wielcy się biją, to maluczcy mogą liczyć tylko na podziemne schrony. Ich mieszkania, szkoły, zakłady pracy, kina, galerie handlowe czy nawet najwyższe wieżowce zostaną najpewniej starte na proch podczas pojedynku gigantów.

Nawiedzony dom ma to do siebie, że bardzo się go boimy, ale jakoś nie możemy się powstrzymać przed wejściem do środka. „CRIMSON PEAK. WZGÓRZE KRWI” straszy nie tylko gotycką posiadłością, ale także przestrzega widzów przed niszczącą siłą pożądania. Del Toro ostrożnie zwiedza wraz z nami zakamarki ponurego domostwa i zagląda tam, gdzie najmniej powinien. Miejsce jest to doprawdy przeklęte. Wybudowane na złożach krwistoczerwonej gliny, skąpane jest zawsze w gęstej mgle. Korytarzami przechadzają się upiory, zaś główni bohaterowie skrywają masę tajemnic. Reżyser straszy nie tylko duchami, ale i ludzką naturą. W tym domu to żywe jest najbardziej niebezpieczne.

No właśnie. Guillermo del Doro w niemal wszystkich swoich filmach udowadnia, że nie ma gorszych potworów od… ludzi. Oscarowy „KSZTAŁT WODY” to przedziwna historia miłosna z zimną wojną w tle. Mamy rok 1962. Pewna sprzątaczka zakochuje się w pewnym morskim potworze. Związek jest to trudny i raczej pozbawiony szans na szczęśliwą przyszłość, ale mimo wszystko kobieta postanawia uwolnić stwora z niewoli i zwrócić mu wolność. Specjalnie unikam szczegółów, bo jest to piękna i mocno zaskakująca opowieść z absolutnie fenomenalnym, baśniowym wręcz finałem. Owszem, morski potwór jest potworem, istotą dość niebezpieczną, ale i niewinną. W „KSZTAŁCIE WODY” to ludzie powodują największe zło. Ich chciwość, tchórzostwo i żądza władzy potrafią zniszczyć niemal wszystko. „Niemal”, bo w starciu z siłą miłości nawet największe zło nie ma szans.

I jak, macie ochotę na kolejny świetny film od del Toro? "ZAUŁEK KOSZMARÓW" odwiedzicie rzecz jasna w Multikinie. Do zobaczenia!

Zaułek koszmarów

Zaułek koszmarów

Dramat Thriller Od lat: 15 150 min

Więcej o filmie