Nic tak nie przeraża, jak niepokojąca wizja przyszłości. Horror już u swojego zarania łączył się ze science fiction (np. „Frankenstein”). Które filmy z tego gatunku polecamy Waszej szczególnej uwadze?
M3GAN (2022)
Wygląda na to, że szeregi przerażających horrorowych laleczek właśnie zasiliła nowa kultowa postać. „M3GAN” zachwyca widzów na całym świecie i zbiera dobre recenzje. W chwili, gdy piszę ten tekst, film zarobił już prawie 130 milionów dolarów i liczba ta cały czas rośnie. „M3GAN” trenduje też na TikToku, a twórcy potwierdzili rozpoczęcie prac nad sequelem. O czym jest ten film z upiornym robotem-dziewczynką w roli głównej?
Tytułowa M3GAN to zaawansowana sztuczna inteligencja w ciele robota-nastolatki. Laleczka zostaje zaprojektowana, by towarzyszyć siostrzenicy głównej bohaterki, która właśnie straciła rodziców. Ma być idealną opiekunką i przyjaciółką w jednym. Laleczka i dziewczynka bardzo szybko się zaprzyjaźniają… a cybernetyczna zabawka zrobi wiele, by jej właścicielka była szczęśliwa i bezpieczna. Łącznie z krzywdzeniem tych, którzy wejdą jej w drogę.
„M3GAN” straszy nie tylko niepokojącym wyglądem tytułowej bohaterki. Film odpowiada również na powszechny lęk związany z rosnącymi możliwościami sztucznej inteligencji, z którym wszyscy się aktualnie mierzymy. Piękne obrazy wygenerowane przez AI, wszechobecne boty i ultrarealistyczne deep fake’i – nasza rzeczywistość zaczyna coraz bardziej przypominać film science fiction. „M3GAN” właśnie dlatego jest ważna i interesująca dla wielu widzów. Prowokuje do rozmyślań i zasiewa w odbiorcy pytanie, czy otaczające nas oprogramowania nie zwrócą się kiedyś przeciwko nam…
W filmie odnajdziemy jednak o wiele więcej, niż tylko nośny motyw sztucznej inteligencji. To świetnie zagrana i wyreżyserowana opowieść o radzeniu sobie ze stratą i ciekawy portret rodzinnych relacji w jednym. To także ostrzeżenie przed konsekwencjami oddania wychowania dzieci w ręce technologii: smartfonów, internetowych idoli. I kto jest czarnym charakterem tej historii: laleczka czy człowiek, który lekkomyślnie ją zaprojektował, chcąc ułatwić sobie niechciane obowiązki? „M3GAN” aktualnie można oglądać w kinach sieci Multikino w całej Polsce (od 13 stycznia).
COŚ (1982)
Akcja filmu Johna Carpentera („Halloween”, „Ucieczka z Nowego Jorku”) toczy się w stacji badawczej na Antarktydzie. To właśnie do niej, razem z dwoma psami uciekającymi z norweskiej bazy, dociera tytułowe coś – nowa forma życia nieznanego pochodzenia. Czym to jest? Na takie pytanie szukają odpowiedzi bohaterowie filmu, w tym MacReady (Kurt Russel w jednej z lepszych ról). Tajemniczy byt przeskakuje z jednej istoty żywej na drugą, ujawniając się na chwilę przed tym, nim ją zabije. Do momentu makabrycznej śmierci nosiciela nie ma jednak żadnego sposobu wykazania, w kim aktualnie mieszka coś… Przełomowe efekty praktyczne Roba Bottina i klaustrofobiczny klimat przyczyniły się do sukcesu filmu. „Coś” uznano również za metaforyczną opowieść o AIDS, które u progu lat 80. budziło autentyczny lęk społeczny.
Z dzisiejszej perspektywy prawdziwie kuriozalna wydaje się nominacja do Złotej Maliny dla najgorszego soundtracku, jaką dostał za swoją muzykę do „Coś” sam Ennio Morricone… To jeden z wielu przykładów tego, jak bardzo odbiór filmu może zmienić się z upływem czasu. Soundtrack włoskiego kompozytora jest jednym z ważnych czynników budujących nastrój grozy w „Czymś”: trochę kojarzy się z przyspieszonym biciem serca, wykorzystuje gotyckie organy i łączy je z zimną elektroniką. Co ciekawe, sam John Carpenter, który bardzo długo starał się o współpracę z Morricone, również nie był początkowo zadowolony z otrzymanej muzyki. Spodziewał się czegoś bardziej „w stylu Morricone”, a tymczasem Morricone postarał się o to, by jego muzyka… brzmiała „w stylu Carpentera”. Z czasem jednak amerykański reżyser docenił awangardowy soundtrack włoskiego mistrza.
OBCY. ÓSMY PASAŻER NOSTROMO (1979)
W kosmosie nikt nie usłyszy twojego krzyku. Tym wywołującym ciarki hasłem reklamowano film Ridleya Scotta. Reżyser jako pierwszy osadził klasycznie horrorową strukturę w futurystycznym wnętrzu statku kosmicznego. Pomysł był bardzo prosty, ale skuteczny i przede wszystkim świetnie wykonany: kolejni członkowie załogi giną w niejasnych okolicznościach. W końcu astronauci orientują się, że towarzyszy im tajemniczy gość. Tytułowy Obcy – o wiele silniejszy i lepiej rozwinięty niż człowiek – z tylko sobie znanych przyczyn rozpoczyna polowanie na załogę… Ksenomorf jest organizmem doskonałym,jak dowiadujemy się z filmu. Słaba istota ludzka nie ma z nim szans. Jednak osamotniona Ellen Ripley (niezapomniana Sigourney Weaver) rzuci wyzwanie niechcianemu pasażerowi Nostromo i zawalczy o życie…
Druga część „Obcego”, nakręcony przez Jamesa Camerona „Obcy: Decydujące starcie”, również jest wspaniałym filmem, ale to bardziej kino akcji niż grozy. To właśnie w sequelu Ellen Ripley wyrasta na jedną z najtwardszych kobiet popkultury. Seria o Obcym doczekała się w sumie czterech części i dwóch prequeli cyklu „Prometeusz”, a także crossoverów z Predatorem, czyli równie niebezpiecznym kosmicznym zabójcą. Z pewnością nie ma też drugiego tytułu, który równie silnie kojarzyłby się z horrorem science fiction co „Obcy. Ósmy pasażer Nostromo”.
CICHE MIEJSCE (2018)
John Krasinski, czyli Jim z „The Office”, udowodnił tym filmem, że potrafi nie tylko rozśmieszać, ale także doskonale zna się na straszeniu i budowaniu napięcia. Jego debiut reżyserski spodobał się widzom i doczekał równie udanego sequela. Pomysł wyjściowy „Cichego miejsca” jest niezwykle intrygujący. Znajdujemy się w przyszłości: ziemię opanowały śmiertelnie niebezpieczne istoty, które chociaż są ślepe, to mają niezwykle wrażliwy słuch. Potrafią z wielu kilometrów usłyszeć człowieka, w mgnieniu oka dopaść go i zabić. Taka sytuacja wpływa na relacje, zmienia całkowicie sposób komunikowania się.
Mieszkająca na odludziu rodzina głównego bohatera zaadaptowała się najlepiej jak potrafiła do trudnych warunków. Z kolei twórcy bardzo pomysłowo eksplorują możliwości, jakie daje horrorowi sytuacja wyjściowa: nawet najcichszy wydany dźwięk może doprowadzić do śmierci bohaterów. Scena z gwoździem wbitym w stopę czy sekwencja porodu to momenty filmu, które zostaną z widzami na długo.
ZNAKI (2002)
M. Night Shyamalan, reżyser takich filmów, jak „Szósty zmysł”, „Osada” i „Split”, słynie z wyrazistych twistów fabularnych i nader oryginalnych pomysłów. „Znaki” z Melem Gibsonem i Joaquinem Phoenixem również budzą skrajne emocje. Dla jednych jest to film, który przebija dopuszczalne stężenie dziwności i popada miejscami w kicz, dla innych – kameralna opowieść o inwazji obcych na Ziemię, która przeraża o wiele bardziej od dużych, katastroficznych widowisk typu „Wojna światów” z Tomem Cruisem. W moim sercu „Znaki” pozostaną już na zawsze, bo były jednym z pierwszych horrorów, które obejrzałam. Bardzo mocno mnie wówczas przeraziły i do dzisiaj je doceniam. Połączenie filmu o kosmitach z horrorem i opowieścią o rodzinnej żałobie, akcja osadzona na amerykańskiej prowincji i wątki metafizyczne: to z pewnością film jedyny w swoim rodzaju, jak wszystkie produkcje Shyamalana.
NIE! (2022)
Najnowszy film Jordana Peele’a to zwariowany miks gatunkowy i nowa jakość horroru, nie tylko tego spod znaku kosmicznej grozy. Twórca „Uciekaj!” i „To my” jest jednym z flagowych nazwisk łączonych z renesansem horroru, z którym mamy do czynienia w ostatnich latach m.in. za sprawą działalności studia A24. Amerykanin odważnie łączy wątki społeczne i rasowe z wieloznaczną metaforyką, oniryzmem i typowym dla kina grozy sztafażem. Nie wszyscy fani horroru kupują tę stylistykę – ale wszyscy znają jego nazwisko.
„Nie!” opowiada o czarnoskórej rodzinie treserów koni, którzy od pokoleń szkolą te zwierzęta na potrzeby kina. Pewnego dnia nad ich ranczem pojawia się niezidentyfikowany obiekt latający – dziwne, przypominające chmurę monstrum, które pożera przypadkowe obiekty spotkane na swej drodze. „Nie!” to opowieść o kontakcie z obcą, wymykającą się pojęciu formą życia, ale nie tylko. To także komentarz na temat branży rozrywkowej i wpisanych w nią przemocy oraz wyzysku, refleksja nad naszym podejściem do zwierząt i stosunkiem do wszystkiego, co uznajemy za inne.
Redakcja